Policja!!! Czyli o tym jak zaufać amatorom

Każdemu zdarzyło się wzywać policję lub inne służby. Oczywiście w sytuacji tego wymagającej. I każdy oczekiwał, że sprawa zostanie załatwiona tak skutecznie jakby zajął się nią porucznik Borewicz, porucznik Columbo lub Herkules Poirot. Znajdują winnych, troszczą się o społeczeństwo. Są dobrzy w tym co robią, ale też dobrzy dla zwykłych ludzi.
Ale tak się nie dzieje. Oto kilka przykładów z najbliższego otoczenia.
Leslie Warszawski odziedziczył kiedyś domek z działką. Nie korzystam z niego. Płacę podatki i sobie stoi i czeka na lepsze czasy. Było tam włamanie. Skoro nikt nie przyjeżdża to kusi. Złodzieje wykazali się niebywałą pomysłowością. Rozebrali dwie lodówki i wymontowali z nich przewody i rurki wymiennika ciepła. Na złom. Obcięli przewody zasilające od wszystkiego od czego dało się odciąć. Od czajnika, od lampki i innych drobnych sprzętów. I zdemontowali całą instalację elektryczną od licznika do gniazdek i lamp. Wezwałem policję. Przyjechał patrol. Od wejścia dawali jasne sygnały, że nie będą nikogo szukać. Spisali ze 3 zdania notatki. Na koniec pytają czy chcę żeby wezwali ekipę. Zdziwiłem się bo ekipę wzywałem dzwoniąc na policję. Ale nie. Oni są tylko patrolem, ekipę muszę wezwać bo inaczej nie będzie zgłoszenia i nie będą nikogo szukać i nic robić. I policjant namawiający mnie na wezwanie ekipy dawał jednocześnie jasne sygnały całym sobą żebym nie wzywał. Słowami - oj panie, kto tu ich teraz znajdzie, nie wiadomo kiedy to było, nie wiadomo czy będą ślady, itp. Gestem - namawiał, ale głową cały czas kręcił na NIE.
Dałem sobie spokój. Może źle zrobiłem, ale mam to już teraz gdzieś.
Inny przykład to rozbicie kiedyś samochodu zaparkowanego przed szpitalem. Pojechałem w odwiedziny do ojca. Wychodzę a samochód ma rozbity cały bok. Dziura w drzwiach. Pogniecione drugie drzwi, próg i błotnik. Wezwałem policję. Nie przyjechali. Na nic zdały się tłumaczenia, że jest tu jakaś ekipa firmowa, może to oni. Na nić zdały się tłumaczenia, że na parkingu jest monitoring i może coś zobaczą. Jak chcę zgłosić szkodę to mam do nich przyjechać. Przyjechałem. Złożyłem zawiadomienie. Następnego dnia, innym już samochodem, pojechałem znowu na ten sam parking. Ojciec leżał tam kilka tygodni. Od przypadkowych osób dowiedziałem się co się stało. Toyota Camry z przyczepą uderzyła w mój samochód manewrując na parkingu. No i patrzę. Stoi Toyota Camry w odpowiednim kolorze. Ma na zderzaku wyraźne ślady lakieru z mojego auta. Ma hak do przyczepy. Dzwonię na policję i mówię, że mam samochód sprawcy. OK. dziękujemy sprawdzimy. Korzystając z okazji zapytałem co zobaczyli na monitoringu. Nic! Bo monitoring nagrywa się w pętli. To znaczy po zapełnieniu taśmy nagrywa się na niej od nowa. Jak zdecydowali się go obejrzeć, zapisu już nie było. Ale jakby przyjechali na moje wezwanie to by był! Kierowcy też nie doprowadzili i nie sprawdzili. Wysłali mu pismo po jakimś tygodniu. Po miesiącu przysłali do mnie pismo o umorzeniu sprawcy z powodu jego niewykrycia. Jak, kurwa, mieli wykryć jak nie ruszyli dupy zza biurka?!
Z życzliwości i uprzejmości dla mieszkańców znana jest też straż miejska. W okolicy, w której mieszkam widziałem 2 samochody, za szybami których zatknięte było ze 30 mandatów za brak biletów parkingowych. Auta nie wyglądały na porzucone. A może ktoś się rozchorował? Trafiło mu się jakieś nieszczęście? Dlatego nie jeździ, nie opłaca parkingu. Ale zawsze lepiej dopierdolić mandat niż się zainteresować. Szczególnie, że to nie dotyczy kilku dni a raczej miesięcy.
Tak mi się jakoś dziś zebrało na nasze służby.
Dla takich nieudaczników ciężko znaleźć sensowną ilustrację muzyczną. Skoro muzycznej się nie da, no to może to? Profesjonalna i wyszkolona ekipa!
Ale żeby nie było. Policję wezwałem też kiedyś na hałasujących nocą pijaczków. Cisza nastała po 5 minutach! Można? Można!
Pozdrawiam

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mój prywatny bojkot

Przed weekendem

To nie ja