Życie w czasie epidemii

Życie w czasie epidemii ma swoje dobre i złe strony.

Trochę czuję się uziemiony. Najbardziej to "uziemienie" widać po przebiegu samochodu służbowego. Przez 2 lata 95 tys. km. Przez ostatnie pięć miesięcy... tysiąc kilometrów.

Pracować mogę zdalnie. W firmie byłem dwukrotnie od marca. Jak widać niemożliwe staje się możliwe.

Poza tym wprowadziłem pewne środki dyscyplinujące samego siebie. Codziennie rano robię godzinne ćwiczenia. Sam raczej nie zmotywowałbym się do wykonania konkretnego zestawu, więc zainstalowałem sobie odpowiednie aplikacje i trzymam się planu ćwiczeń i zmian w codziennym zestawie. Nie ukrywam, że najbardziej dumny jestem z wykonywania ćwiczenia "deska" przez prawie 2 minuty. Wiem, że to nie jest rekord świata, ale polecam włączyć np. tę piosenkę i cały jej czas wytrwać w pozycji zwykłej deski. To niecałe 2 minuty. Poza tym można zobaczyć jak osiemnastoletni Ritchie Blackmore zagrywa na gitarze. Czasy dalekie od Deep Purple czy Rainbow.

A skoro już pracuję w domu, to wreszcie mogę się wyszaleć kulinarnie. W końcu nie cały dzień spędzam "w pracy".

Trochę też więcej udaje mi się czytać. I właśnie czytam, choć bez entuzjazmu, "dzieło" Marcina Wolskiego pt. Dzień zapłaty. Sam nie kupiłbym nic Wolskiego, ale dostałem książkę w prezencie od osoby, która nie ma pojęcia, że satyryk z 60 minut na godzinę i dzisiejszy MW to nie do końca ta sama osoba - chociaż to ten sam człowiek. Książkę można podsumować jednym, dość zapomnianym słowem. Szmira. Choć to nie oddaje dlaczego. To książka napisana jakby na zlecenie "jedynie słusznej partii". Kiedyś, za komuny, takie książki masowo były produkowane w Związku Radzieckim i w Polsce. Od razu było wiadomo kto jest dobry a kto zły. Głównie gloryfikowały przodowników pracy, "jedynie słuszną partię" i jej wodzów. Wskazówki były i tym razem też są bardzo czytelne. Nawet jeśli fabuła by się broniła. Ale tak nie jest i fabuła jest naciągana. Odniesienie do dzisiejszej polityki w Polsce z perspektywy miłośnika czy raczej wielbiciela obecnej "jedynie słusznej partii". Aluzje tak czytelne a fabułą ma za zadanie wykazać, że poprzednicy "jedynie słusznej partii" to zdrajcy. Niby sensacyjna, ale żałosna. A miał facet swoje 5 minut i wielu słuchało jego audycji w radiowej Trójce. Ale to było 40 lat temu...

A muzycznie wpadłem na trop ciekawego artysty. Screaming Lord Sutch. Kiedyś o nim czytałem, gdzieś usłyszałem jakąś piosenkę. Ale teraz przypadkiem wpadłem na piosenkę z podłożonym filmem, zamiast teledysku. I od tego się zaczęło. Przesłuchałem wszystkie dostępne płyty. Nie jest to szczyt artyzmu, ale słucha się znakomicie. Poniżej kilka przymiarek:

All black and hairy - z zaskakującą postacią w środkowej części filmu

Jack the Ripper

Murder in the graveyard

Dracula's daughter

Trudno oprzeć się wrażeniu, że tematyka jest dość monotonna. Poza tym Screaming Lord Sutch śpiewał też standardy rock and rolla.

Pojechałem też na wakacje. Czemu nie? Na przełomie czerwca i lipca. Na Mazury. A tam? A tam "nie było" epidemii. Ludzi w maseczkach jak na lekarstwo, w sklepach, barach restauracjach obsługa bez maseczek. Część zakładała na wyraźne życzenie, ale była też taka panienka, która stwierdziła, że wie o obowiązku, ale nikt jej nie płaci za duszenie się i nosić nie będzie... Ręce opadają. Co nie zmienia faktu, że wakacje, chociaż krótkie, były zajebiste.

I tak wykorzystuję czas zaoszczędzony na podróżach, zakupach (głównie w internecie) i wykorzystuję na robienie tego, na co nie miałem do tej pory czasu. Ćwiczę, gotuję i czytam. A w wolnej chwili wciąż pracuję :-)

Pozdrawiam

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mój prywatny bojkot

Przed weekendem

To nie ja